POLACY W ESTONII

Chrzestna koszulka tez jest wazna...
Teresa Kärmas

Nasz chórek koscielny jest jak tutejsza pogoda - bardzo zmienny! Raz przyjdzie w niedziele na chór dziesiec osób, a innym razem tylko trzy. Ale pani Zofia Gil jest zawsze obecna, bez wzgledu na pogode, chyba ze jest obloznie chora i ma czterdziesci stopni goraczki.

Pani Zosiu, pani chyba bardzo lubi spiewac?

To prawda. Ale dotychczas nigdy w zadnym chórze nie spiewalam, dopiero tutaj. U nas w parafii Zodiszki ludzie mieli silne glosy i zawsze w kosciele pieknie spiewali. Zreszta tak jest tam i do dzis.

Czy Zodiszki to pani rodzinna wies?

Zodiszki leza w bylym powiecie wilejskim, a moja rodzinna wies Pracuty oddalona jest od nich o siedem kilometrów. Tam byla dawniej nasza gmina. Pracuty to okolica zascianków, jedna wies sie konczy, a druga zaczyna. Naród tam byl zawsze pobozny i do Polski bardzo przywiazany, zreszta tam sami Polacy mieszkali.

Pani jest przeciez zbyt mloda, aby tamte czasy pamietac?

Bylam wprawdzie bardzo mala, ale nawet jako trzyletniemu dziecku rózne wydarzenia zapadly mi gleboko w pamieci. Mój ojciec Boleslaw Holak (byly polski kawalerzysta) i jego starszy brat Wladyslaw byli szczerymi, polskimi patriotami. Rosjanie podejrzewali, ze wuj pomaga polskim partyzantom i sledzili go. Kiedys wujek przyszedl ze swa mala córeczka Stefcia z sasiedniej wsi do nas w gosci. Wtedy Rosjanie wpadli do naszego domu i, posadziwszy wujka o przekazywanie tajnych informacji na rzecz Polaków, chcieli rozstrzelac cala nasza rodzine. Na prosbe mego ojca wyprowadzili tylko jego i brata. Wladyslawa bardzo przed smiercia katowali, az w koncu zamordowali, a mojemu ojcu darowali zycie, tylko kazali obmywac sobie po kolei rece z krwi brata. Gdy ojciec wrócil pólzywy do domu, Stefcia ciagle tylko pytala: "Wujku, a gdzie jest mój tatus?", a mój ojciec jej na to: "Twój tatus zaraz przyjdzie". Potem wieczorem ojciec swego brata na miejscu kazni ukradkiem pochowal, Stefcie odprawil do rodziny, a nas wszystkich zgarnal, i ucieklismy do lasu. Pamietam, ze przez dluzszy czas musielismy sie w lasach ukrywac i ze ojciec bardzo ciezko po tych wszystkich przezyciach chorowal. Nie zlamalo to jednak jego wiary w Polske. Wierzyl on swiecie do konca zycia (a umarl przed dwudziestu laty), ze Polska do nas powróci. Pamietam z dziecinstwa te wieczorne, potajemne rozmowy, kiedy przychodzili do nas sasiedzi, a ojciec ich przekonywal, zeby czekac. Byl taki pewny, ze sam sie tez jeszcze Polski doczeka!

To znaczy, ze duch w Polakach calkiem wtedy nie upadl?

Alez skad! Z poczatku ludzie u nas ostro sie Rosjanom stawiali, nawet dzieci. Jak przychodzono agitowac do kolchozu, to z naszej wsi widlami i grabiami tych agitatorów przegnano. Dzieci za nimi biegly i wolaly: "Wynoscie sie stad!" I mlodziez na poczatku tez sie nie poddawala. Na przyklad mój maz Waclaw, który pochodzi z tej samej wsi i jest ode mnie o 12 lat starszy, nie poszedl wcale na wezwanie do rosyjskiego wojska, tylko przez dluzszy czas ukrywal sie. Wszystkim zdawalo sie, ze byle troszke poczekac, ze Polska jest tuz-tuz! W koncu jednak Waclawa zlapali i zeslali na szesc lat ciezkich robót na Czukotke. Po dwóch latach zwolnili go za dobra prace i mógl wtedy wyjechac do Kaliningradu. Dopiero w 1963 roku znalazl sie w Tallinnie. Ja przyjechalam do Tallinna w 1966 roku.

Oboje z mezem pracowalismy w branzy krawieckiej, maz jest dyplomowanym krawcem meskim. Potem ja przekwalifikowalam sie na cukiernika, przepracowalam w tym zawodzie 22 lata. W Tallinnie urodzily sie i wyrosly nasze córki Regina i Helena. Ale mam wielu krewnych w naszych rodzinnych stronach i czesto ich odwiedzamy. Zyje jeszcze moja mama Stefania Holak, która ma obecnie 86 lat. Podtrzymuje ona we wnukach polska swiadomosc narodowa. Zrozumiale, ze równiez moje córki zawsze uwazaly sie za Polki, zreszta, jakze mogloby byc inaczej, oboje z mezem jestesmy przeciez Polakami. W Zodiszkach i Pracutach mieszkaja równiez moi bracia Robert i Albert.

Skad takie dosc niezwykle imiona jak na Polaków z Bialorusi, gdzie popularne byly i sa nadal takieimiona jak Wladyslaw, Stanislaw czy Jan?

A to juz weselsza historia, troche jak z pozytywistycznej powiesci.
Moja cioteczna babka, tez zreszta Pracutowa, wyjechala w mlodosci do Ameryki, gdzie dorobila sie znacznego majatku. Wrócila z tym majatkiem do Polski, zaadoptowala moja mame i nie tylko swej rodzinie, ale takze potrzebujacym ludziom w naszej okolicy i w parafii bardzo pomagala. Wyszla potem za maz za zamoznego Niemca Torwida. Oboje byli popularnymi postaciami w naszych stronach. To oni wlasnie zazyczyli sobie takich romatycznych imion dla wnuków.

Wspominala pani, ze córki obecnie takze mieszkaja zagranica?

Regina i Helena od dziecinstwa zyly ze soba w wielkiej przyjazni, byly prawie nierozlaczne. Sa zreszta do siebie podobne. Obie studiowaly jezyk angielski, nastepnie wspólnie prowadzily firme turystyczna, a potem pracowaly jako managerki w wiekszej firmie turystycznej. Z ramienia tej firmy wyjechaly na dluzsze szkolenie z zarzadzania do Hiszpanii, tam obie wyszly wkrótce za maz, przy czym obie za Anglików. A co nieczesto sie zdarza, obaj Anglicy sa katolikami, a do tego jeszcze obaj maja to samo imie - Michel. To jakis dziwny zbieg okolicznosci! W naszych stronach mawiano, ze jak dzieci w tej samej koszulce ochrzcic, to beda ze soba w przyjazni zyly. My z mezem zastosowalismy sie do tej tradycji - chrzcilismy nasze córki w tej samej koszulce i moze dlatego Reginka i Helenka zgodnie i dobrze zyja!

Z tego wynika, ze nalezy szanowac stare obyczaje, a ten o chrzestnej koszulce na pewno warto zapamietac.

archiwum