Dlaczego z Estonii do Polski jedzie sie teraz dluzej...
Juz od przeszlo dwóch lat Litwa i Lotwa sledza zazdrosnie za poczynaniami swego estonskiego sasiada. Kazde, najdrobniejsze nawet powodzenie Estonii na arenie miedzynarodowej staje sie powodem do zbytnich emocji, szczególnie ze strony Litwy.
Ostatnio kamieniem obrazy stala sie, jak wiadomo, wypowiedz estonskiego
prezydenta Lennarta Meri, który, odpowiadajac na pytania polskich
dziennikarzy podczas swej wizyty w Warszawie pod koniec kwietnia
tego roku, stwierdzil, ze Estonia wprowadzi rezym wizowy z Litwa i Lotwa, jesli to bedzie warunkiem przyjecia jej do Unii Europejskiej.
W wybuchu histerii, jaki spowodowala ta wypowiedz w kregach polityków
litewskich (a w znacznie mniejszym stopniu wsród Lotyszów), pod
adresem Estonii i jej prezydenta padly niezbyt polityczne okreslenia,
jak na przyklad, ze ich zachowanie jest: a) aroganckie, b) bezczelne,
c) zarozumiale i d) bezwstydne(?).
Zdenerwowanie Litwinów mozna zrozumiec, ale ze Polaków wypowiedz
prezydenta Meri zaskoczyla, to jest co najmniej dziwne. Przeciez
niedawno sami pod naciskiem Unii Europejskiej wprowadzili zaostrzenia
wizowe na swych wschodnich granicach, dystansujac sie tym od braci
zza Buga i nawet chwalac to sobie. W tej sytuacji jedynie prezydent
Litwy Valdas Adamkus zachowal umiarkowanie i spokój. Stwierdzil
on, ze Unia moze postawic takie wymagania Estonii, prezydent Meri
nie byl przygotowany na tak ostra reakcje sasiadów, a w ogóle
nalezy tylko ubolewac nad faktem, iz prezydent Estonii znalazl
sie w tak nieprzyjemnej sytuacji, w której staral sie po prostu
udzielic polskim dziennikarzom szczerej odpowiedzi. Nie dla nas
te rozwazania, czy prezydent Meri okazal sie zbyt szczery, czy
nie. Rozwazyli to juz z cala pewnoscia politycy krajów nadbaltyckich
na spotkaniach prezydentów 7 maja w Parnawie i 12 maja pod Ryga,
gdzie wyjasnili sobie zarówno swe wzajemne stosunki jak i stosunki
z Unia Europejska i NATO. Ale media ponad wszystko kochaja tego
rodzaju skandaliki, bo w duzej mierze z tego zyja. Szkoda tylko,
ze w cieniu tych tzw. skandali nie dochodza w pelni do glosu
inne, byc moze tak samo wazne, albo i wazniejsze problemy, np.
projekt umowy o wolnym handlu miedzy Polska i Estonia. Estonczycy
gotowi sa otworzyc Polakom drzwi na osciez, Polacy zas nie sa
wcale tak skorzy uczynic to samo dla Estonczyków. Prezydent Meri,
bedac goracym zwolennikiem idei wolnego handlu miedzy obu krajami,
staral sie przekonac Polaków, ze w tej dziedzinie kontakty miedzy
Polska i Estonia nie sa zadawalajace i wymagaja one dalszego rozwoju.
Dla zilustrowania obecnej sytuacji prezydent Meri posluzyl sie
podczas konferencji prasowej tzw. przykladem prosto z zycia,
zadajac sali retoryczne pytanie: Jak to jest mozliwe, ze podróz
z Estonii do Polski trwa obecnie o wiele dluzej niz przed wojna?
Rzeczywiscie, sytuacja nieco zenujaca w obecnych czasach, kiedy
to w skali europejskiej kazdy stara sie, jak moze, zademonstrowac
jak najscislejsza integracje z blizszym i dalszym sasiadem. Jednak
co dotyczy kontaktów estonsko-polskich, to nam sie wydaje, ze
sek moze nie w tym, iz podróz do Polski trwa teraz dluzej, tylko ze przed wojna polska
granica byla znacznie blizej.