Pozegnanie z Proboszczem


Nie ma na tym swiecie ludzi niezastapionych, to prawda, ale niektórych zastapic jest bardzo trudno. Gdy opuszczaja nas, pozostawiaja po sobie w naszych sercach miejsce tak szczelnie wypelnione pamiecia i wdziecznoscia, ze nikt i nic wiecej tam wcisnac sie nie zdola, chyba zeby sobie tam nowego miejsca poszukal.

Nasz proboszcz ks. Zbigniew Pilat (l. 30) przebywal w Estonii piec lat, tallinska parafia opiekowal sie przez trzy lata, a jej proboszczem byl dwa lata. Jednak nam, parafianom kosciola sw. Piotra i Pawla wydaje sie, ze byl razem z nami od bardzo dawna - tyle dla nas i dla naszego kosciola dobrego zrobil! Wraz z objeciem przez niego obowiazków duszpasterza, a potem proboszcza, jak gdyby ktos otworzyl na osciez drzwi i okna naszej swiatyni, a wraz z ozywczym powietrzem powialo po jej katach wyraznie Duchem Swietym. W rezultacie parafia jakby zbudzila sie do nowego zycia, energiczniej niz dotychczas podejmujac rózne inicjatywy i kontynuujac rózne formy dzialalnosci. Jednoczesnie z drzwiami i oknami nasz ks. Zbyszek otworzyl dla parafian i nieparafian na osciez swe serce i poswiecal im wszystek mozliwy czas, którego i tak na zbyciu nie mial. Totez ludzie, poznawszy, iz jest to serce szczersze od zlota, garneli sie i szli do niego sznurem bez wzgledu na narodowosc jak nigdy przedtem. Do kazdego umial przemówic wlasciwym slowem i najczesciej w ich rodzinnym jezyku. A w nas, Polakach, az serca rosly z radosci i dumy i coraz bardziej go kochalismy.
Nic wiec dziwnego, ze na pozegnalnym spotkaniu polskich parafian z ks. Zbyszkiem 23 lipca w sali parafialnej bylo nam tak markotno na duszy, ze przy pozegnalnych spiewach falszowalismy jak nigdy przedtem. No bo jak tu wyciagac dzwieczne nuty, gdy zal serce sciska! Bylismy tak smutni, ze nawet przemówic nie bylismy w stanie. Na szczescie ambasadorowi Wolasiewiczowi, który wraz z pracownikami polskiej ambasady na tym zebraniu byl obecny, nie zabraklo slów dla podziekowania proboszczowi za wszystko tak w swoim jak i w naszym imieniu. I w ogóle smutek-smutkiem, ale pozegnanie bylo udane, tradycyjne spiewy narodowe podniosly w nas jak zwykle werwe (przy ”Laurze i Filonie” nawet nasz ks. Zbyszek cichutko zanucil). Ale juz przy sprzataniu, gdzies okolo godziny 10 wieczorem przypomnialo mi sie, ze trzeba z proboszczem jeszcze do gazetki pogadac.

Co czujesz, gdy nas opuszczasz?
Ks. Zbyszek nabiera powietrza w pluca i wzdycha:
- Bardzo ciezko mi stad wyjezdzac. Takiej parafii to juz nigdzie nie bede mial. Ludzie sa tu twardzi, ale bardzo dobrzy, zyczliwi i chetni do pomocy. Wspólpraca z innymi ksiezmi, w tym równiez nie Polakami, tez nadzwyczaj dobrze sie ukladala. Wyjezdzam z Estonii z uczuciem, ze to byly najlepsze lata mego zycia.

Dlaczego wiec nas opuszczasz i po co?
Zaleze przeciez takze od swych zwierzchników. Dano mi mozliwosc studiowania prawa kanonicznego w Rzymie na Uniwersytecie Gregorianskim.

To moze biskupem chcialbys zostac?
Nie chce byc biskupem. Najchetniej pracowalbym w zwyklej parafii, podobnie jak tutaj, a przede wszystkim z dziecmi i mlodzieza.

No wiec moze jeszcze wrócisz do naszej parafii. A w ogóle, czego mozna doswiadczyc i nauczyc sie w takiej "zabitej dziurze"?
Doswiadczen zebralem sporo i nauczylem sie wszystkiego po trochu, poczawszy od prania i gotowania poprzez zestawianie i realizacje róznych projektów az po katechizacje i remontowanie. A co dotyczy ”zabitej dziury”, to cieszylo mnie bardzo, ze nie ma tu w ogóle uczucia zamkniecia czy izolacji, wrecz przeciwnie panuje pelne otwarcie i utrzymywane sa kontakty z calym swiatem.

Tu wielebny ks. Zbigniew zadecydowal, ze dosc juz jak na tak pózna godzine powiedzial, wiec dla unikniecia dalszych indagacji wcisnal mi do reki ostatni numer kwartalnika ”Kiriku Elu”, który jest organem estonskich katolików, sugerujac przy tym, ze moge sobie stamtad co trzeba ”odpisac”, bo tam juz ukazal sie z nim dlugi wywiad.
Udalam obrazona, ze niby osoba duchowna, a do plagiatów naklania, co mi rzecz jasna nie przeszkodzilo przeczytac wywiad, i to dwa razy, bo za pierwszym razem nie chcialam wlasnym oczom wierzyc. - No cos podobnego! Zwykle tak opanowani i malomówni Estonczycy twierdza na lamach kwartalnika tkliwie i elegijnie, ze nie wyobrazaja sobie juz zycia bez naszego ks. Zbyszka - czarno na bialym! Kto nie wierzy, niech sam przeczyta - nr. 2(163), str. 28, szpalta 2 wiersz 15/16. A dalej pisza, ze za wszystkie jego poswiecenia i trudy chetnie nadaliby mu najwyzszy, estonski order panstwowy Maarjamaa Rist (Krzyz Ziemi Marianskiej). My tez tak uwazamy, szkoda tylko, ze sie o to zawczasu nie postarali!

No a w niedziele bylo oficjalne pozegnanie proboszcza przy udziale wszystkich nacji zrzeszonych w naszym kosciele. Przyjechal sam arcybiskup Erwin Josef Ender i odprawil msze po lacinie z kazaniem i mowami po niemiecku w przekladzie estonskim, w których polskiego proboszcza za zaslugi niezmiernie chwalil, ostrzegajac jednak miedzy innymi parafian przed negatywnym zjawiskiem tzw. ”chodzenia do kosciola nie z milosci do Boga, ale z sympatii do ksiedza”. Biskup ma swieta racje i w ogóle jest od tego, zeby nauczac i napominac. My sie z biskupem calkowicie zgadzamy, ale ze swej strony tez wiemy, ze droga do Pana Boga nieraz wiedzie przez dobrego i sympatycznego kaplana. A ze ks. Zbyszek niejednego tam juz doprowadzil, temu nie da sie zaprzeczyc.

Rozmawiala Teresa Kärmas


archiwum